sobota, 2 listopada 2019

Od Sorena do Agnessi

Rządziła się niemiłosiernie, doprowadzając Sorena do szału. Musiała mieć o sobie niebywale wysokie mniemanie, by traktować go w tak parszywy sposób. Każda rzucana obelga przybliżała Acedię do najzwyklejszego Przeskoku przez kraty i zostawienia demona samej sobie, lecz pozostałości królewskiego honoru dopilnowały, by dotrzymał swej części obietnicy, uwalniając kobietę z krępujących łańcuchów. Niemal natychmiastowo pożałował, gdy bez zastanowienia zawołała strażników. W jednej chwili znalazł się obok niej, świdrując zirytowanym spojrzeniem, gotów wyrzucić z siebie wszystko, co tliło mu się w głowie przez ostatnie godziny.
- Zgłupiałaś do reszty?! - syknął, z uwagą nasłuchując nasilającego się stukotu żołnierskich butów
Zbyła go jak byle śmiecia, wzbogacając wypowiedź o lekceważący uśmieszek i serię niewerbalnych gestów, niewątpliwie ukazujących jej stosunek do białowłosego. Pomimo złości, machnął jedynie ręką, opierając się o ścianę, z wytęsknieniem oczekując punktu kulminacyjnego, w który nie miał zamiaru się mieszać. Jeśli zawali, będzie to całkowicie jej wina, na którą najwidoczniej zasłużyła. Ku lekkiemu zaskoczeniu, Agnessi poradziła sobie z pozoru beznadziejną sytuacją, wzbogacając więzienny krajobraz o szkarłatne akcenty i wyjątkowo atrakcyjny, męski korpus. Chłopak przewrócił oczami, stając z nią ramię w ramię.
- Nieźle. Ale na twoim miejscu ciąłbym trochę głębiej. - Kłamał, skaza była niemal idealna, zahaczając o wszystkie najważniejsze punkty witalne. - Kto by pomyślał, że potrafisz coś więcej niż rzucanie pogróżek.
Demonica napuszyła się, wyraźnie rozważając złamanie umowy i rzucenie się Sorenowi do gardła, jednak nie dała się sprowokować, ograniczając reakcję do nienawistnego spojrzenia i stłumionych syknięć. Mężczyzna pochwycił zdobyty przez nią klucz, mrugając ku niej sugestywnie. Głuchy szczęk metalu i pisk zardzewiałych zawiasów wystarczył, by przybliżyć ich do wolności. Soren ukłonił się nobliwie, celowo nadając sytuacji przesadnego wręcz patosu.
- Panie przodem. - Wyszczerzył się, popędzając kobietę otwartą dłonią.
- Żebym mogła obronić cię przed złymi strażnikami? Rozkoszne. - Prychnęła, przeskakując blokujące wyjście truchło. - Nie bój się, nie poplamisz sobie koszuli.
- Myślałem bardziej o przeznaczeniu cię na mięso armatnie. - Powtórzył jej gest, zgrzytając zębami.
Słowną przepychankę zakończyła wymiana złośliwych uśmieszków i milcząca decyzja, którą drogę powinni obrać. Zgodnie, co wyjątkowo zaskoczyło Sorena, zważając na ich wybuchowy temperament, podążyli tą samą ścieżką, z której nadszedł pechowy strażnik, nim pożegnał się z życiem. Dziesiątki pokonanych schodów wkrótce doprowadziły ich do mniejszego, oświetlonego złotym blaskiem świec pomieszczenia, cuchnącego alkoholem i pastą do polerowania ostrzy. Uciekinierzy przystanęli przy jednej ze ścianek, obserwując wyraźnie ucieszonych strażników, pogrywających w nieznaną Sorenowi grę karcianą. Na sam ich widok mężczyzna skrzywił się nieznacznie, przysięgając samemu sobie, że jeśli kiedykolwiek powróci do zamku, osobiście dopilnuje, by strażnicy bardziej przykładali się do swego fachu. Przechylił głowę ku Agnessi, próbują ustalić z nią jakikolwiek plan pokonania strażników, lecz ta zdawała się nie słuchać, po raz kolejny przejmując inicjatywę. Ujrzał jedynie znikające za rogiem, podrygujące rytmicznie biodra kobiety, nim do jego uszu dotarły zbereźne komentarze pijanych strażników. Zrezygnowany przetarł skronie, rzucając pod nosem wiązankę elfickich przekleństw, by moment później dołączyć do swej towarzyszki, podrzynając gardła rozproszonych mężczyzn. Demonica wytarła zdobiącą ją posokę o skórzany płaszcz najbliżej leżącego trupa, przetrząsając kieszenie, najpewniej w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego, co mogłaby wziąć ze sobą.
- Wszystkie problemy rozwiązujesz własną seksualnością? - zapytał, rozglądając się wokół w poszukiwaniu alternatywnej drogi wyjścia - Mogłabyś przynajmniej mnie ostrzec o tym, co zamierzasz zrobić.
- W stosunku do wszystkich jesteś tak drażniącym dupkiem? - warknęła - I co miałabym zrobić? Potulnie czekać, aż skończysz machać mieczem na prawo i lewo? - Nie był pewien, czy w jej głosie brzmiała najzwyklejsza w świecie irytacja, czy rzucony wcześniej komentarz w jakiś sposób ją uraził. - Potrafię o siebie zadbać. I to lepiej niż ci się wydaje.
Co do tego był całkowicie pewien, niecodziennie spotykało się kobietę jej postury, która mogła konkurować z doświadczonymi w walce wojami. Nie kontynuował rozmowy, mając wrażenie, że każda wymiana zdań coraz bardziej przybliżała ich do stadium, gdy uznając się za arcywrogów, najzwyczajniej rzucą się na siebie i nigdy nie opuszczą zamczyska. Otwarty konflikt z demonem nie był mu na rękę, wręcz przeciwnie, napełniał ogromnymi zapasami frustracji i niepewności - Agnessi była nieprzewidywalna i niebywale trudna do przekonania. Z tyłu głowy wciąż pobrzękiwała świadomość, że nie wykonał kontraktu, że konieczność depcze mu po piętach, a sprawczyni całego zamieszania nie była skłonna do współpracy. I gdyby nie fakt, że był pieprzonym egoistą ceniącym własne życie i sowitą zapłatę, być może zrozumiałby jej opory związane ze wstąpieniem prosto do gniazda jadowitych węży. Porzuciwszy knowania, powrócił w pełnej chwale do obmacywania ścian w poszukiwaniu ukrytego przejścia - swego czasu usłyszał od matki, że każdy szanujący się władca powinien wyposażyć zamek w sieć połączeń odchodzących od wszystkich najważniejszych punktów w budynku, a lochy bez dwóch zdań do nich należały. Po kilku minutach znoszenia chropowatej powierzchni drażniącej palce i osądzającego spojrzenia Agnessi ciszę przerwało stłumione stuknięcie, zwiastujące nagłe obsunięcie się fragmentu ściany, odsłaniając drogę ucieczki. Przejście było niewielkie, wysokie na ledwo ponad metr - bez dwóch zdań zmuszeni będą do przyjęcia wyjątkowo niewygodnych pozycji, a nawet przejścia tunelu na kolanach. Soren spojrzał na wyraźnie rozradowaną kobietę, zbliżającą się do odkrytego tunelu. Rozwarła usta, by coś powiedzieć, lecz chłopak zdołał ją wyprzedzić, stając pomiędzy nią a wolnością.
- W sprawie kontraktu... - zaczął, krzyżując ręce na klatce piersiowej
- Wspomnij o tym raz jeszcze, a naprawdę cię uduszę. - Przewrócił oczami, obnażając zęby.
- Gdybyś była mężczyzną, uznałbym to za propozycję i nawet się na nią zgodził. - Wzruszył ramionami. - Nie przekonam cię, załapałem to już jakiś czas temu. Mam pewną propozycję, możesz z niej skorzystać lub nie, ale jeśli odmówisz, będziemy się tak przepychać w nieskończoność. - Mówił powoli, pracując głosem, zupełnie jakby wygłaszał edykt, a nie spontaniczną sugestię. - Powiedzmy, że mam pewien dar do manipulacji i przekonywania. Ogromny dar. - Akcentował wszystkie kluczowe dla wypowiedzi słowa. - Możemy zmienić czyjeś wspomnienia i postawić go przed gildią, ci kretyni i tak nie mają pojęcia, jak wyglądał mój cel, a wszystkie niezbędne szczegóły mam tutaj. - Zamachał ukrytym dotychczas w wewnętrznej kieszeni kontraktem. - Nie chcesz się kogoś pozbyć? Oboje na tym skorzystamy i rozejdziemy się w swoje strony. 

[Agne?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz